Strona:Klemens Junosza - Pan Marek w piekle.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PAN MAREK W PIEKLE.
Fantazya
przez
Klemensa Junoszę.



I.

O Muzo wiejska! z pokrzywy i ostu
Wychyl swe czoło pogodne i jasne,
Pomóż malować nasze kąty własne
Bez żadnych ozdób, zwyczajnie po, prostu,
Nie idąc onych „mistrzów słowa“ wzorem,
Co robią wróbla, gęsią lub indorem.

II.

Pójdź ze mną muzo, ponad te bagienka,
Których osuszać dziedzic nie zamyśla,
Pójdź do tych lasów, gdzie smutna sosenka
Płacze nad losem swoich siostr z Nadwiśla,
I do tych dworków, gdzie szlachcic wąsaty
Sprzedaje duszę żydowi na raty.

III.

Wszak prawda Muzo, że tam bardzo pięknie?
Powietrze pełne balsamicznéj woni,
Z kościołka czasem mały dzwonek brzęknie,
Czasem ligawka tęskną pieśnią dzwoni,
Albo wieczorem po kwiecistém błoniu
Pyzate chłopię pomyka na koniu.

IV.

O moja Muzo, przez tych łąk kobierce
Idziemy razem pono nie raz pierwszy,
A one zawsze chwytają za serce....
Pragną się wcisnąć w ramki naszych wierszy,
Z swém barwném kwieciem, z wielkiemi stogami,
Z białym bocianem, wodą i żabami.

V.

I czemuż one zawsze tak powabne?
Czemu gdy w słońca blaskach ukąpane,
Niby kobierce zdają się jedwabne,