Strona:Klemens Junosza - Obrazki z natury - W powodzi kwiatów, Gdy konwalje.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niedyskretne promienie światła otaczały także i główkę grającej jakimś nimbem świetlanym i podnosiły, potęgowały urok jej piękności.
Była to główka zarysowana prześlicznie, ozdobiona bogatym zwojem warkoczy jak krucze pióra czarnych i lśniących, misternie i z wdziękiem ułożonych. Rysy twarzy regularne, drobne, przypominały profil starożytnej kamei, drobne usta składały się do uśmiechu, a duże, czarne oczy w prześlicznej oprawie, spoglądały z pod rzęs długich z wyrazem tłumionego smutku. Twarz była alabastrowej białości, figurka zgrabna i wiotka, rączki drobne i szczupłe.
Grała dość długo, zapatrzona w jakiś obraz na ścianie wiszący, przechodziła od motywów wesołych do poważnych, smutnych, coraz smutniejszych, aż nareszcie zakończyła tę fantazję urwanym jakimś akordem, w którym zaklęła żal, jęk i boleść stłumioną.
Wstała od fortepjanu szybko i, zdawało się, że ma łzy w oczach, otarła je jednak śpiesznie i zniknęła za ciężką portjerą.