Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 85 —

rozpędził, że kazał zaprządz do powozu i bez obiadu i bez pożegnania, bez opowiedzenia dokąd się udaje, odjechał.
W drodze zmiękł już znacznie i gotów był kazać zawrócić, ale ponieważ do Warszawy interes miał pilny, rozmyślił więc, że lepiéj zrobi jak zaraz pojedzie; liczył téż na to, że przez kilka dni żona udobrucha się i wszystko wróci do dawnego stanu, do miłego spokoju, który flegmatyczny pan Leon nad wszystko przekładał.
Kazał zawieźć się na najbliższą stacyę, zkąd konie do domu odesłał, a sam własnym powozem, ekstrapocztą do Warszawy się udał. Przez całą drogę nad swoją piérwszą awanturą małżeńską rozmyślał i dociec nie mógł, o co żonie chodziło i czém mianowicie gniew jéj ściągnął na siebie. Liczył na to, że powróciwszy do domu, zastanie panią w usposobieniu lepszém, że ją w ostatecznym razie przeprosi.
Dla ułatwienia sobie tego zadania kupił bardzo kosztowną bransoletę, brylantami suto wysadzaną. Wiedział, że pani Anna błyskotki takie lubi i spodziewał się, że podarek ułatwi mu zgodę; kupił także i dla panny Franciszki ładny garniturek, bo przy wszelkich układach dobrze miéć zjednanego sprzymierzeńca.
Z najlepszą tedy myślą do domu powracał, ale się przerachował nieborak. Gdyby był daléj w gniewie trwał, a przynajmniéj zagniewanego udawał,