Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 276 —

— Niech wielmożny pan nie bierze sobie do serca tego, że tu może być smutno, bo tu wcale smutno nie będzie, aby zdrowie było... Ładny kawałek gruntu, ładne gospodarstwo, chleb, Bogu dziękować był, jest i będzie... Tu się zawsze śliczne zboże rodzi, jak złoto zboże, a po miasteczkach żydków nie braknie. Przyjdą sami, dobre pieniądze dadzą i jeszcze się nizko pokłonią. Jabym życzył, żeby wielmożny pan pojechał sam trochę do miasteczka.
— Po co?
— Naszych kupców poznać. Co to panu szkodzi?
— Na to mam przecie dość czasu.
— I to jest prawda. Jak kto ma majątek obdłużony, jak potrzebuje sprzedać co, albo pieniędzy pożyczyć, to musi zaraz kupców poznać. Pan dobrodziéj, Bogu dziękować może czekać, aż oni sami przyjdą z pokłonem.
— Czy Jojna uważa, że Pustelnia tak dobrze stoi?...
— Żebym ja tak szczęśliwy był! Ja przecież najlepiéj tutejsze interesa znam... Długu nie ma ani grosza, pewnie i gotówki trochę pani Wojtkiewiczowa zebrała, a w folwarku Bogu dzięki nie brak nic. I w spichrzu jeszcze zboże jest i na łąkach zeszłoroczne stogi. Czego tu brak? Dziedzica tylko było brak, ale teraz kiedy dziedzic jest, to