Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 266 —

— Z całą przyjemnością, droga ciociu.
— To dobrze... a ja będę ci mówiła odtąd: Leonardzie.
— Prześlicznie.
— Jeszcze jedno... Zatrzymując mnie, zatrzymujesz w Pustelni jeszcze jedną osobę, dla któréj opiekunką jestem. Nie jada ona wiele, a pracuje chętnie i dużo. Jest to moja kuzynka, młoda dziewczyna, sierota.
— Ach! ta co tak ślicznie śpiewa! — zawołałem.
— Jużeś ją wypatrzył?!
— Wysłuchałem ją raczéj. Usłyszawszy śpiew, pomyślałem, że taki głos piękny może miéć tylko młoda i bardzo ładna osoba.
— Młoda jest... a co do ładności... zobaczysz ją zaraz. Chodźmy, bo nie chcę cię morzyć dłużéj głodem, mój kochany dziedzicu.

. . . . . . . . . . . . . . . .

Altana była duża, niezdarnie sklecona z łat sosnowych, ukośnie między słupami przybitych. Arcydzieło to skleił własnoręcznie Szymon, dla uciechy panienki, a panienka znów dla uciechy całego domu obsadziła ją chmielem; że zaś grunt w tém miejscu był bardzo żyzny, a panienka miała do sadzenia szczęśliwą rękę, więc chmiel się przyjął doskonale