Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 200 —

łem ramię Pelci. Przyjęła je z wdzięcznym uśmiechem. Byłem szczęśliwy i dumny. Pelcia rozmawiała ze mną o kwiatach. Postanowiłem w duchu, że codzień będzie miała na swoim stoliku świeży bukiet. Opierała się na mojem ramieniu lekko, ale dotknięcie jéj ręki sprawiało mi nieopisaną rozkosz. Chodziliśmy w cieniu starych kasztanów, muzyka grała... Chodziliśmy tak do wieczora, wracając, wstąpiliśmy do ogródka w alejach. Maszynista kupił piwa, a ja cukierków dla pan. Były to chwile pełne niewysłowionego uroku.
Nazajutrz, gdy przyszedłem na obiad, zastałem panią Szwalbergową bardzo wzburzoną i musiałem jéj przyznać słuszność.
Poczciwa Katarzyna, z powodu nieprzewidzianego spotkania się na targu z jakąś kumoszką, nie była trzeźwą, w kuchni narobiła pełno dymu, obiad się zepsuł.
Ktoby tam dbał o takie rzeczy! Pelcia przyrządziła kawę i zaspokoiliśmy głód... Wróciwszy do mego pokoiku, zastałem w nim wielki nieład. Wszystko było poprzewracane, fotografie, powyciągane z albumów, walały się na podłodze, a ładny wazonik porcelanowy, który miałem ofiarować Pelci, rozbity na kawałki.
Niewiedziałem czemu ten nieład przypisać, ale uprzejma gospodyni sama wyprowadziła mnie, z błędu.