Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 162 —

— Dlaczego się tak oskarżasz?
— Doznałam od pani tyle dobrego, tyle poświęcenia a dotychczas zajmowałam panią tylko wyłącznie swoją osobą — nie zapytałam nawet jak się miewa brat pani?
— Mój brat? Dużo-by o tém można powiedziéć. Dziś miał odjechać i zapewne, że odjechał. Może przed półgodziną opuścił Warszawę — dodała, na zegarek spojrzawszy.
— I nie przyszedł pożegnać się z panią?
— Owszem, pożegnaliśmy się na ulicy, w domu u mnie nie był.
— Dlaczego?
— Wiedział, że mam gości i nie chciał im przeszkadzać.
— Ah! doprawdy — zawołała Helenka — to już zbyteczna delikatność. Jakto? więc dlatego, że my tu jesteśmy brat pani nie może odwiedzić?
Zosia spuściła oczy.
— Mój brat — rzekła z westchnieniem pani Władysława — jest dziwny człowiek, od niejakiego czasu zwłaszcza, unika ludzi i pędzi życie samotne.
— Dlaczego? — spytała Helenka — cóż mu ludzie złego wyrządzili?
— Złego? nic! ale takie usposobienie, zawsze smutny, zamyślony...
— Przecież pani sama mówiła, że od niejakiego