Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





VI.

Wszedłszy do buduaru swéj małżonki, powolny i spokojny pan Leon uczuł, że dreszcz przebiega mu po skórze i że zanosi się na coś nadzwyczajnego.
Panna Franciszka, blada jak ściana, siedziała przy oknie; skrzyżowała ręce na piersiach, jakby pragnąc przytłumić gwałtowne bicie serca. Pani Anna stanęła na środku pokoju i spoglądała poważnie i surowo.
— Proszę cię Leonie, zechciéj usiąść — rzekła.
Pan Leon spełnił ten rozkaz, oczekując dalszych.
— Mój panie, pomimo różnych a różnych kwestyi, których w téj chwili wszczynać nie chcę, jednak, jako mego męża i ojca moich dzieci, uważać pana muszę za głowę rodziny i pragnęłabym, abyś pan w tym właśnie charakterze, przynajmniéj raz