Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 100 —

zgnębieni zupełnie, nie mają dość mocy, aby zrzucić z ramion ciężar, który ich gniecie. Starość i niemoc poddaje się losowi, młodość z nim walczyć powinna. Powtarzam, że pani nie powinnaś się marnować w tułaczce, w pogoni za marnym a niewdzięcznym zarobkiem...
— Wie pan dlaczego to czynię, wiadomo panu dobrze, jakie obowiązki mam.
— Wiem, wiem i właśnie skorzystałem z pierwszéj sposobności, aby przemówić do pani w imię tych obowiązków, jakie pani ma. Racz mnie posłuchać panno Zofio. Zapewne od czasu przybycia do Lipowa nie słyszałaś jeszcze szczerze przyjaznego, życzliwego głosu... Wspominałem już pani o mojéj siostrze Władysławie. Po śmierci męża była ona mniéj więcéj w takiem położeniu, w jakiem pani jesteś teraz, po stracie ojca, po wyzuciu was z majątku. Dziś ma ona stanowisko niezależne, kawałek chleba pewny, spokój, zadowolenie wewnętrzne, spełnia swój obowiązek wychowując dziecko, jedném słowem, stworzyła sobie mały światek własny, w którym panią jest i pierwszą robotnicą zarazem.
— Szczęśliwa! — rzekła Zosia z westchnieniem.
— I pani może znaléźć to szczęście z łatwością. Opuść pani Lipów, przyjedź do Warszawy. Siostra moja przyjmie panią z otwartemi rękami, będzie