Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

buchnął rozdzierającym spazmatycznym płaczem. Żona i córka rzuciły się na trumnę, a dwaj chłopcy, na ten smutny obrządek ze szkół sprowadzeni, ukrywszy twarze w dłoniach, płakali.
I sąsiadom łzy współczucia popłynęły po twarzy i chłopi połami grubych sukman zaczęli oczy obcierać. Odsunięto od katafalka kobiety i dzieci, otoczono ich wieńcem ściśniętym, a tym czasem przyjaciele wzięli trumnę na barki, uroczysty grobową powagą śpiew zabrzmiał, dzwony jęknęły i orszak posunął się ku cmentarzowi.
Czy mam opisywać zgrzyt sznurów wyciąganych z pod trumny? głuchy łoskot brył ziemi spadających na wieko; wstrząsające do głębi dźwięki „Salve“?
Zbyteczna to rzecz podobno. Kto z was asystował przy tej smutnej ceremonii, kto składał w łono ziemi jaką bliższą sercu istotę, temu ów zgrzyt, co zda się wszystkie nerwy rozdzierać, ów łoskot głuchy i wzruszające tony śpiewu wyryły się w pamięci i sercu tak głęboką, krwawą i niezatartą blizną, że jej czas nawet zgładzić i zetrzeć nie zdoła.
Znają te straszne dźwięki osierociałe dzieci, znają je rodzice sieroty — co w maleńkich grobach najpiękniejsze nadzieje złożyli — a powtarzać je, malować piórem, z istotną prawdą realną, pokuszenie próżne...
Wszyscy byli wzruszeni do głębi tym obrządkiem smutnym, łzami wdowy i sierot — a nawet ów szlachcic wymowny, co różne oracyje przygodne zwykł mówić, gdy chciał teraz cnoty nieboszczyka wyliczać i zwłoki jego w imieniu sąsiadów po raz ostatni pożegnać, stracił pod wpływem wzruszenia swą zwykłą oratorską swadę:
— Szanowni sąsiedzi dobrodzieje! — mówił — sąsiedzi szanowni i bracia... Oto przed nami grób! oto... chciałem powiedzieć trumna!... oto..., tu wskazał na płaczącą rodzinę, oto — jak się nazywa... nieszczęście!! a resztę powiedział wam już proboszcz, panie dobrodzieju... amen!
Odprowadzono spłakaną wdowę, odprowadzono dzieci i cała gromad-