Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

całej, któż to nie pamięta tego pana Jana, któż nie doznał od niego serdecznego współczucia i pomocy w nieszczęściu, pociechy i dobrej rady w niedoli.
Była to kość z kości i krew z krwi szlachecka, ze wszystkiemi przymiotami i wadami tej klasy ludzi. Serce otwarte, charakter buńczuczny nieco lecz szlachetny, otwartość i szczerość a przytem najzupełniejsze niedbalstwo o własne dobro — oto jego obraz.
Jedyny, choć do rany przyłóż, przyjaciel dla drugich a wróg samemu sobie, pozostawił też interesa w stanie zupełnego zaniedbania, a ta Dąbrówka, ta duża niegdyś a od trzech wieków w posiadaniu jednej rodziny pozostająca wioska, pod brzemieniem ciężarów nadmiernych ledwie że ostać się mogła.
Prawda, że i wioszczyna ta przechodziła czasy ciężkie, że i nad nią jak nad wieloma innemi przebrzmiał odgłos burzy.
Widziała ona, jak krwawe płomienie lizały strzechy folwarczne, jak kule działowe, niby pioruny ogniste łamały konary lip starych pradziadowskich, słyszała jęki konających, a rola, na której, dziś szczotkowate ściernię sterczy, poiła się krwią i łzami...
Był czas, że w tem miejscu, gdzie dziś zabudowania folwarczne stoją, wiatr hulał swobodnie i rozdmuchiwał ledwie przygasły popiół na zgliszczach; że część ról leżała odłogiem, bo nie było komu wziąść się do pługa — nie było ziarnka zboża, by je wrzucić w łono matki ziemi...
Czarne smutne dnie przeszły nad cichym dworkiem dąbrowieckim i pozostawiły po sobie ślady znaczne, parę mogił przybyło na polach i cmentarzach, trochę gruzów i rumowisk w około, lecz jak po nocy strasznej a burzliwej znowuż się blade słońce podnosi, jak po chorobie ciężkiej pierś osłabiona powietrze chwytać pragnie, tak i tu, rozbitków garstka ratować się zaczęła...
Ratować się w ogólnej powodzi czyż łatwo? Czy łatwo się wydobyć z szalejącej fali, gdy okręt zdruzgo-