Strona:Klemens Junosza - Na odjazd teatrzyków.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
III.

Ach! serce więdnie — dusza srodze boli,
Skoro do drogi rusza się Tivoli,
Rzucił nam smutek, jako kamień młyński,
Pan Doroszyński.
Kraczą krukowie — i psi wyją sprośnie
A warszawiacy wzdychają ku wiośnie,
Czekając, rychło li znowu przyskoczy
Pan Terenkoczy....
I wszędy wielki uczynił się zamęt,
Słychać wciąż jęki i straszliwy lament,
Wszystkich nas razem, srogie zdjęły smutki,
Perdu ogródki!...

IV.

Było ich siedm, siedem cudów świata
Aż się Warszawa pyszniła bogata,
Miała ku synów radości i fatrów
Siedm teatrów....
Naprzód przez kłopot wzięty w srogie kluby,
Wyjechał z miasta Ratajewicz gruby,
Potem też za nim podążała szybko,
Heca pod Lipką....
Alkazarowe rzuciwszy ogrody,
Ruszył do Łodzi pan Grabiński młody,
Potem gdy deszcze jęły lać najszpetniéj,
Znikł teatr letni.
O losie srogi, czyż ci jeszcze mało,
Że nam zabierasz i to co zostało,
Pędząc ostatnie jeszcze trzy teatry
Na cztery wiatry!?!?
...............