Strona:Klemens Junosza - Na odjazd teatrzyków.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
NA ODJAZD TEATRZYKÓW,
LAMENTACYI FRASOBLIWYCH CZWORO,
oprócz introdukcjej na początku i epilogusa słusznego na końcu


„Niechże sióstr dziewięć córek Jowiszowych,
Przyjdą tu w wieńcach porządnych bobkowych,
Niech co dzień kwilą od rana do zmroku,
Około stoku.....“

Klonowicz.
I.

Wynijdźcie muzy i nimfy płaksiwe —
I czyńcie wielkie pienie frasobliwe,
Płacząc wraz ze mną, który ducha skupię,
Przy Teksla trupie!
Tam kędy piwo krzepkie jako ambra
Gmach stoi srogi, a zwie się Alhambra,
Tam też to dążąc w cienisty ogródek,
Spijał się ludek....
Tam to, ach, tam to, jak tancerka włoska,
Słowiczym głosem kwiliła Manowska,
Tam nie jednego kształciła obwiesia
Pulchniutka Czesia...
Filozofowie, mędrce tego świata,
Czemuż to ptastwo już od nas odlata?
Czemuż, ach czemuż, w mroźno-śnieżnej zimie,
Alhambra drzymie?...
...............
...............

II.

Kiedy już lampy zgasły w Eldorado,
Wyszedł pan Trapszo z twarzą bardzo bladą —
I gwarzył smutnie ze spuszczoną głową
Z Dyrektorową....
Pyzaty księżyc wyjrzał z po za chmury,
Wielkie frachtowe zajechały fury,
Żydowie rudzi, na nasz żal głęboki
Wzięli tłomoki.
Szumi na drzewiech mocno zżółkły listek,
Eldoradowych chcąc płakać artystek,
I piwa antał szumiący okrutnie
Zamilkł już smutnie!