Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Na chlebie u dzieci.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tylko powiem, że ani adwokat wam nie potrzebny, ani Joel. Lasu do sprzedania nie macie, a posiedzialność możecie sobie znaleźć wszędzie, gdziebyście sobie upodobali, niekoniecznie w tem marnem karczmisku. Wreszcie róbcie sobie, jak wam się podoba...
— I pewnie — odpowiedział Pypeć — tak zrobię, jak będę uważał... A wy, panie Kusztycki, choć niby powiadacie, że jesteście dla mnie taki życzliwy — po prawdzie, psia wełna, jeno mnie poniewieracie, jak nieprzymierzając, burą sukę.
— Ale...
— Et! dalibyście, psia wełna, pokój! Rozum ja swój mam, cudzych mi nie potrzeba. Przepiję to swoje; a czy będę spał tu, czy tam, niech was o to głowa nie boli... do waszej kuźni spać nie przyjdę.
— Nie wypędziłbym.
— Owa! jaki to z Kusztyckiego pan! nie broniłby, powiada..., ale ciekawość, ktoby się chciał ukłaść w takiem miejscu?
To mówiąc, Pypeć wyszedł na drogę i niebardzo pewnym krokiem podążył w stronę karczmy...