Strona:Klemens Junosza - Monologi.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niepodobna!
— Daję wam słowo honoru...
— Ach, łotrze! — pomyślałem — ty masz honor?! ty!
— Tak, tak — perorował dalej, — to wiadoma rzecz; mówiłem z lekarzami, którzy robili sekcyę.
— I cóż?
— A powiedzieli, proszę was, że popełnił bardzo wielkie nadużycie.
— Jakie!?
— Podobno jakaś wdowa powierzyła mu jedyny swój fundusz, no i jak się nim zaopiekował, tak fundusz dyabli wzięli, a wdowa pozostała bez chleba. Łudził ją, mydlił jej oczy przez jakiś czas, ale nareszcie, gdy zagroziła procesem, z obawy skandalu...
— Zadżgał się... Brr! mógłby sobie przynajmniej w łeb strzelić, to już jakoś szlachetniej.
— Nie, panowie — odezwał się drugi jegomość (mój niegdyś serdeczny przyjaciel), — ja słyszałem co innego... Nieboszczyk miał romans z ciotką pewnego bankiera, z tego wywiązał się pojedynek amerykański... wyciągnął czarną gałkę i musiał umrzeć...
— Ho! ho! — rzekł trzeci (najlepszy mój niegdyś przyjaciel, pożyczałem mu pieniędzy na każde zawołanie); — widzę, że nie wiecie