Strona:Klemens Junosza - Monologi.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pożyczył. Chłopi wrzeszczą, że Abuś kłamie, że koń, na którym go złapali, jest zamknięty w obórce przy kancelaryi... Wójt każe przyprowadzić tego konia — idą wszyscy na podwórze, wójt idzie i ja idę. Otwierają obórkę i wyprowadzają... wielkiego białego konia z obdartym bokiem! Jankla Katza koń, biały jak perkal; kto go nie zna? Chłop z Brzozowej Woli przeciera sobie oczy, jakby ze spania, i pyta:
— Gdzie mój bułany koń?
Wójt też pyta:
— Gdzie jest bułany koń?
— No, gdzie on ma być? Chłop się upił, zdawało mu się, że już jest w domu i wyprzągł konia... a koń pewnie nie był pijany i poleciał do domu. On pewnie w Brzozowej Woli jest — woła Abuś; — niech pan wójt poszle to sprawdzić i każe pisać protokół, bo ja chcę mojej krzywdy dochodzić sądownie. Czy wolno złapać człowieka na gładkiej drodze, ściągnąć go z konia, zbić, zakrwawić, związać, całą noc w zamknięciu trzymać? Ja — powiada Abuś — chcę protokół, ja zaskarżę tych chłopów, oni za moją krzywdę tysiącami zapłacą...
Chłopi zaczęli spoglądać jeden na drugiego i drapać się po głowach, a Jankiel Katz przysunął się do jednego i powiada mu na ucho: