Zmitrężyło się na tych targach parę tygodni, aż jednego dnia gruchnęła po wsi wiadomość, że folwark sprzedany niemcom.
Przyniósł ją stary ogrodnik Antoni, któremu Fryc zaraz miejsce wymówił i kazał wynosić się na cztery wiatry. Starowina o mało nie płakał.
— Tyle lat pracowałem — mówił — zestarzałem się, siły straciłem, a dziś każą mi na stare lata chleba szukać! Gdzie się podzieję?
Wierzyć Antoniemu nie chciano! Toć oni prowadzili układy, mieli przygotowany zadatek, obiecane pierwszeństwo, jakżeż to...
— Wierzci mi — mówił Antoni — prawdę powiadam. Dziedzic z Frycem pojechali przed północą do miasta do rejenta, zaś Berek, pachciarz, który niemiecką mowę trochę rozumie, to mi dziś opowiadał, że niemcy obiecali dać dużo więcej, niż wy. Zapytajcie go, on wam wszystko dokumentnie opowie...
Wojciech, nie czekając, pobiegł na folwark do żyda i przekonał się, że starowina prawdę mówił. Folwark sprzedany.
— Dlaczego? dlaczego? — zapytywał Wojciech.
— Dlatego, że obiecali więcej, — odrzekł pachciarz — o kilka tysięcy więcej, niż wy chcieliście dać...
— Możebyśmy też dali.
— No, wybyście może dali, a oni obiecali, a przecież łatwiej obiecać, niż dać... Dziedzic wielkie głupstwo zrobił, że z wami nie skończył. Zawsze wyście tutejsi, gospodarze pewniejsi — a z
Strona:Klemens Junosza - Młynarz z Zarudzia.djvu/34
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 30 —