Strona:Klemens Junosza - Młynarz z Zarudzia.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 21 —

Ujrzawszy tego wycierusa, Walenty i Wojciech powstali z ławy.
— Ny, ny, ja wam mówiłem, że przyprowadzę osobę! jaką osobę! Ten pan dla nikogo w świecie nie przyszedłby do szynku — rzekł Mendel.
— To jest przecie z przeproszeniem... traktjernia — odezwał się przybyły, spluwając na widok flaszek, które mu oskomę robiły.
— Tak, tak, omyliłem się — mówił żyd — to jest traktjernia! ale i do traktjerni panby dla byle kogo nie przyszedł!.. Ale jak Mendel prosi, to pan przyszedł!.. Siadajcie, panie Wojciechu i każcie dać wódki i śledzia, bo pan adwokat ma taką naturę, że rano lubi wypić kieliszek wódki i przekąsić śledziem... Pan ma bardzo delikatne zdrowie i potrzebuje posiłku... niewiele, ale często.
— Cierpię, z przeproszeniem, na wątrobę.
— Pan adwokat ma taką frybrę wątrobianą, przez to może mało jeść... tylko do picia ma ochotę... Siadajcie, siadajcie; powiedzcie, co macie za przeszkodę, pan zaraz wam doradzi... z czarnego zrobi białe, z białego zielone. On może obrócić kota ogonem tak ładnie, że cały świat gębę otworzy. Wam naprzykład zdaje się, że ten stół jest sosnowy. Przysięglibyście na to?
— Ma się rozumieć, bo sprawiedliwie sosnowy.
— Posłuchajcie-no wy, jak ten pan zacznie gadać, to was przekona, że to stół blaszany, a zapłaćcie więcej, to się dowiecie, że on jest zrobiony z wypalonej gliny... I wy gotowi będziecie to zaprzysiądz.