Strona:Klemens Junosza - Listy pedagoga.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
LISTY PEDAGOGA.
ZEBRAŁ
Klemens Junosza.
(Dokończenie).


Właśnie deklamowałem z niekłamanem uczuciem i podlaskim akcentem, zwrotkę ballady:

Loin de la ville,
Loin de palais de roi,
Loin de la cour serville,
Loin de la foule vile
Amis trouvez moi...

Gdy drzwi salonu otworzyły się raptownie, a młody człowiek blady, z włosami w nieładzie, z obłąkanym wzrokiem, rzucił się na kolana i padł czołem przy aksamitnych pantofelkach mej słuchaczki...
— Maks! krzyknęła przestraszona dama.
— Pani... Kuzynko... Regino... szeptał młody człowiek ratuj... jestem niewinny...
— Co pan robisz, co czynisz nieszczęśliwy... Was machst du! wahnsinniger Kopf! Krzyknęła pani, przepomniawszy widać mej obecności..
— Masz i wrażenia, pomyślałem sobie: A młody człowiek jęczał... błagał... prosił... aksamitne pantofle całował, a tak je łzami skrapiał, że byłem w obawie, żeby piękna pani nóżek nie przemoczyła...
Cofnąłem się aż pod piec — i niestety, miałem być świadkiem jeszcze groźniejszej sceny.
Pan Salzpiper wszedł do salonu. Spojrzał, nie rzekł ani słowa, nie spytał „wie viel?“ lecz z łoskotem, całym ciężarem swego ciała padł na posadzkę...
Był to silny atak apopleksji.
Apopleksja! pomyślałem sobie, więc moja rola dotychczas zupełnie bierna teraz stać się musi czynną...
Przedewszystkiem zacząłem obrywać wszystkie dzwonki, skutkiem czego zbiegły się niezliczone tłumy wszelkiego rodzaju sług, służących, stangretów, a nawet i stróż z czerwonym nosem wpadł do salonu wołając — O rety!
Posłałem na wszystkie strony po doktorów, a sam z pomocą kilku ludzi usiłowałem w windować na sofę okrągłą i kulistą postać szanownego pana Salzpiper, co nareszcie po długiej pracy uskutecznionem zostało...
Pani zalewała się łzami, których wolnego biegu tamować nie chciałem — bo i na cóż? pragnęła wrażeń, ma wrażenia, a przyzna każdy że atak