Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciepłe kluski, ciamajda! powinien mu był powiedzieć: nie jedź — i rzecz skończona!
— A tamten mógł powiedzieć: jadę — i rzecz skończona — odezwała się Mania — przecież Staś jest dorosły, a pan Stefan nie jest jego guwernantką.
— Ale zawsze przyjaciel, człowiek rozsądny, perswadować powinien.
— O, ciociu kochana — odezwała się Celinka — co do Stefana... co do pana Stefana, to ręczę, że jeżeli wiedział o zamiarach Stasia, to perswadował z pewnością.
— Ręczysz? ty ręczysz, Celinko?!
— Ręczę, cioteczko.
— Winszuję, winszuję, ale ja bym nie ręczyła.
— A to dla czego?
— Za żadnego mężczyznę nie można ręczyć... to przewrotny, szkaradny ród, to wszystko ciemięgi albo pustaki.
— Pozwoli cioteczka, że co do pana Stefana zrobimy wyjątek.
— Nie wiele wart ten twój pan Stefan; żeby miał więcej energji, toby waszemu gagatkowi głupstwa zrobić nie pozwolił.
Celinka westchnęła.
— O! wzdychaj, wzdychaj, bo jest czego. Kochany Stasieczek zostawił nas w ślicznem położeniu. Jak Karczówka Karczówką, jeszcze podobnej biedy i takiego galimatjaszu nie było.
— A cóż się stało, cioteczko?
— Nic, nic się nie stało, tylko pan Kajetan omało nie oszaleje, a ja przy nim także; co było gotówki w kasie, to kochany Stasieczek zabrał, podatków nie ma czem zapłacić! rata Towarzystwa kredytowego zalega! co więcej nawet — na robotników brakuje.
— Cioteczko droga, w takim razie, zanim Staś powróci, należałoby uciec się do kredytu —