Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Stanisław zamilkł. Wpatrywał się pilnie w płyn barwy złocistej napełniający kieliszki, tarł czoło, jakby jakąś ciężką troskę chciał spędzić z głowy. Regent przeglądał mu się bacznie swoim przenikliwym wzrokiem. Może usiłował odgadnąć, do czego te pytania prowadzą, może chciał przeniknąć najskrytsze klienta swego tajemnice. Trzymając cygaro w ustach, ciągnął z niego siny dymek powoli, wzroku z pana Stanisława nie spuszczając. Przez chwilę trwało to milczenie, wreszcie regent pierwszy je przerwał.
— Przedewszystkiem — rzekł — teraz, gdyś pan już przyjechał, gdyś się trochę w gospodarstwie rozpatrzył, należy pomyśleć o interesach. Masz dwie siostry nieletnie, trzeba więc radę familijną zwołać. Naturalnie, jako rodzony brat musisz przyjąć na siebie misję opiekuna głównego, a nie wątpię, że wywiążesz się z niej uczciwie, tak jak sumienie nakazuje.
— O tak, tak niezawodnie — odrzekł w roztargnieniu Stanisław — radbym jak najlepiej.
— Więc też, ażeby wszystko było w porządku, należy zwołać radę familijną, jeżeli mnie wezwiecie, stawię się także chętnie.
— Będziemy pana prosili bardzo.
— Ale kochany panie Stanisławie — rzekł regent — pozwolisz, że wrócę do głównego pytania, jakie mi uczyniłeś na wstępie; pytałeś mnie, czy nie znam ostatniej woli twego ojca?
— Tak jest.
— Otóż, odpowiedziałem ci na to, że ostatnia wola umierającego może się objawiać roz-