Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Teraz usnął. Jest jeszcze bardzo osłabiony i bezsilny... spokoju przedewszystkiem mu trzeba; nie przeszkadza to wszakże, żeby się z dobrymi znajomymi zobaczył. I tam, daleko, nieraz księdza kanonika wspominał, tylko dodam nawiasem, że w rozmowie z nim ostrożnym być trzeba, do czasu. Nie pytać, ran świeżych nie rozdrażniać
— A któżby to robił! mój bracie. Źle z nim było, wiem, ale Bogu dziękować, ze przynajmniej powrócił, to się przecież jakoś to złe naprawi.
Pani Karwacka i Mania wyszły powitać gości. Rozmowa stała się ogólną. Stefan opowiadać musiał o pobycie zagranicą i słuchać znów opowiadania o urodzajach, zbiorach i o wypadkach zaszłych w okolicy podczas jego nieobecności.
Gdy herbatę podano i rozmowa przerwała się na chwilę, kanonik dał znak Stefanowi i odprowadziwszy go do okna, rzekł:
— Słuchajno, Stefanku, przepraszam, że tak po imieniu ci mówię, ale jam stary, niemal dziadkiem twoim mógłbym być — słuchaj więc tedy, braciszku, wyjdź ze mną po herbacie do ogrodu, opowiedz mi wszystko jak było. Chcę wiedzieć, bom ja tę całą chryję przechorował, przebolał. I regencisko poczciwe, martwił się także, ale on to sobie wiele rzeczy po prawnemu tłumaczy, ja znowuż bo nie... a wiesz przecie, że z nieboszczykiem żyłem jak z bratem, to i nie dziw, że mnie jego dziecko obchodzi tak bardzo.
— Owszem, księże kanoniku, z całą chęcią.
— Księże kanoniku — rzekła pani Karwacka — herbata ostygnie. Proszę do stołu, niech panowie będą łaskawi.
Mania pobiegła do pokoju brata.