Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Prosto było w tym tak zwanym salonie, niewykwintnie, nawet do pewnego stopnia ubogo. Mebelki starego fasonu, ale utrzymane czyściutko, w rogu wielki piec ze starożytnych kafli zielonych, na małych okienkach doniczki z kwiatami. Najprzedniejsze miejsce w salonie zajmowała duża jesionowa szafa z oszklonemi drzwiami. To była bibljoteka kanonika. Znajdowały się w niej dzieła przeważnie teologicznej i historycznej treści. Kanonik w tych księgach szperać lubił, były mu one pociechą i rozrywką, zwłaszcza podczas długich wieczorów zimowych. Wśród tych ksiąg i rzadkości bibljograficznych nie brakło, bo ksiądz słabostkę miał do nich i »białe kruki« gdzie mógł tylko, zawsze najchętniej nabywał.
Szafa z książkami była najokazalszym sprzętem w tej niskiej o maleńkich okienkach plebanji.
Ktoby zaś przez te maleńkie okienka chciał wyjrzeć, to dostrzegłby teraz przy jasnem księżycowem świetle, ogródek utrzymany starannie, okolony szeregiem lip starych jak ta plebania, a w nim pod drzewami grube, okazałe kłody stojące, bądź też leżące poziomo na odpowiednich podstawach.
To była pasieka, sławna na całą okolicę, pasieka, z której kanonik się pysznił. Sam ją