Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wnie słabym głosem, i wyciągnął do mej wychudłe ręce.
Siostra nachyliła się nad nim i pocałowała go w czoło.
— Siądź tu, obok mnie — rzekł całując jej ręce — tak dawno nie widziałem cię, moja siostrzyczko.
Celinka usiadła w powozie obok brata. Stefan zajął miejsce na przodzie i ekwipaż powoli potoczył się ku dworowi.
Mania już się tam od kilku minut znajdowała. Nie zastawszy ciotki w pokoju, pobiegła do niej na folwark, opowiedziała, że brat jedzie, powtórzyła co Stefan mówił.
Pani Karwacka słuchała, kiwając głową, przyrzekła do rad się zastosować, wymówek żadnych nie robić i nie pytać o nic.
— Zrobię, zrobię co chcecie — mówiła — ustąpię twej prośbie, chociaż mojem zdaniem te ceremonje zupełnie niepotrzebne. Z takim dużym chłopem obchodzić się jak z dzieckiem, to rzecz niesłychana!
— Ale, cioteczko, kiedy on chory...
— Chory? wielka rzecz, kto z nas nie chorował. Mnie nieraz tak zęby bolą, że kamieniebym gryzła, jednak nie oszczędzam się — cierpię i dosyć.
Pomimo tego gderania pani Karwacka sama poszła do pokoju Stanisława, aby odpowiednie przygotowania dla chorego zrobić, własnemi rękami posłała łóżko, a gdy Mania dziękowała jej za to, rzekła chmurnie:
— Nie ma za co dziękować, moje dziecko, chociaż ladaco jest i niewart tego, jednak przecież trzeba mu dać wygodę, jak należy.