Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Urodzaj, Bogu dzięki, macie.
— A jest... nibyto... ale i cóż z tego, kiedy na wszystko urodzaj. Jest wprawdzie pszenicy i żyta dość, ale też i kłopotów co niemiara. Młody pan przyjechał, zakręcił się, no — i takiego bigosu narobił, że choć łbem o mur tłucz teraz!
— No, no, ja to coś z boku słyszałem, ale prawdziwych szczegółów nie znam. Powiedziano mi, panie Kajetanie, niechże się raz prawdy dowiem.
— Właśnie, proszę pana regenta, nie z czem tylko z prawdą tu przyjechałem: trochę z własnej woli, a trochę z woli pani Karwackiej — rady potrzebujemy poczciwej.
— Wiecie, że tej nie odmawiam, a wam tem bardziej — mów pan więc o co idzie?
— Widzi pan regent dobrodziej, to jest tak: Co po czem zasiać, jak głęboko orać, kiedy gnój wozić i gdzie? — to ja wiem, na to mam rozum — ale z żydami interesów prowadzić, kłócić się z nimi nie umiem, jak Boga kocham, nie umiem. Jak mi stanie nad karkiem, jak zacznie szwargotać i targować się, a nudzić a dokuczać, i to Bóg widzi, że niesłusznie, tobym tylko, powiadam panu regentowi, złapał za łeb i za dziesiątą granicę wyrzucił! Aż ręka świerzbi, prawdziwie! Za nieboszczyka nie znaliśmy tego, za nieboszczyka żydzi nam się kłaniali — pan Stanisław znów widocznie chce, żebyśmy się kłaniali żydom. Ja już, proszę pana regenta, za stary jestem na to, już mi kark zesztywniał! Naturalnie trzymam się do jakiegoś czasu, ale jak mi się naprzykrzy, to rzucę wszystko — i niech sobie robią co chcą, bo już wytrzymać niepodobna!
— Gorączka z pana, panie Kajetanie, gorączka! tak się o interesach nie rozmawia. Trzeba wszystko brać na zimno, rozważnie, a co się tyczy porzucania, to się nie odgrażaj, bo nie po-