Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale w domu siedział i pracował, Pana Boga chwaląc. To też czy zaznałyście kiedy jaki brak, albo niedostatek?
— Przecież nie znamy go i teraz.
— Poczekajcie! poczekajcie jeszcze tylko roczek, dwa lata takiej zabawki, a będziecie w łatanych bucikach chodziły — on was wykieruje prędko, ten kochany braciszek.
Celinka podniosła się z ławki.
— Gdzież to się zabierasz? — zapytała ciotka.
— Po ogrodzie się przejdę — głowa mnie boli.
— Tak, tak, ciebie zawsze głowa boli, jeżeli kto o braciszku twoim prawdę mówi.
— Moja ciociu — zawołała Mania nieśmiało — po co i dlaczego ciągle o tym przedmiocie mówić? postaci rzeczy to nie zmieni niestety, a tylko przykrość powiększa.
— Widzisz ją! i ona także! i ona ciotce morały gada! No, moja panno, to już zanadto! doprowadzicie mnie do tego, że rzucę wszystko i pojadę. Pojadę gdzie mnie oczy poniosą, w służbę pójdę i będę więcej szanowaną, aniżeli w tym domu.
Zanim Mania zdążyła słowo wymowić, już pani Karwacka pobiegła w stronę kuchni czeladnej i po chwili do ganku dolatywały oderwane słowa gorącej rozprawy, jaką prowadziła z szafarką, z powodu przypadkowej śmierci dwojga kurcząt, które coś zadusiło.
Celinka przechadzała się po ogrodzie. Mania zamyślona machinalnie zajmowała się robótką, chociaż myśli jej dłądziły bardzo daleko; biegły one gdzieś w nieznane strony za bratem tak kochanym, a tak niewdzięcznym zarazem.