Strona:Klemens Junosza - Leśniczy.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
LEŚNICZY.
OBRAZEK WIEJSKI
PRZEZ
Klemensa Junoszę.

(Dalszy ciąg.)

Pan Hieronim znowu niecierpliwie targnął się za wąsy. Popędliwy, nieuznający niczyjej woli, oprócz własnej, już był blizki wybuchu; powstrzymał się jednak, przygryzł wargi i zaczął tonem dość spokojnym.
— Nie rozumiem ja, mój Ludwiku, zkąd ci tak nagle przyszła myśl pomagania mi?... nie rozumiem również, jaki znajdziesz pożytek z towarzystwa Kalińskiego, niedołęgi, człowieka, który... wyrażenia dość łagodnego znaleźć nie mogę, ale mniejsza o to. Chcesz, będziesz go miał. Uważam to żądanie za kaprys człowieka chorego i zdenerwowanego, kaprys, który prędzej czy później przeminie. Nie mówmy więc już o tem, tembardziej że są ważniejsze sprawy do załatwienia. Czy pozwolisz mi mówić?
— Owszem, słucham... słucham.
Pan Hieronim usiadł, pomyślał chwilę i rzekł.
— Długo namyślałem się, czy powiedziéć ci całą prawdę, czy też...
— Mów prawdę... chciałbym ją poznać.
— Sądziłem, że obowiązkiem moim jest oszczędzać ci wszelkich zmartwień, ale...
Niewidomy z niecierpliwością poruszył się na krześle.
— Hieronimie — rzekł — opuść wszelkie wstępy, nie jestem dzieckiem, ani zdenerwowaną kobietę. Powiedz wprost co jest... bez ogródki.
— Ano więc powiem: jest źle.
— Z czem?
— Z majątkiem twoim, z Magdzinem. Żeby nie moja zabiegliwość i wytężona praca, już by cię ztąd dawno wyrzucono, ale robiłem i robię co mogę, żeby katastrofie zapobiedz. Dotychczas udawało się. Trochę z dochodów, trochę osobistym moim kredytem łatałem tę biedę jak mogłem. Ztąd urwało się, tam nadsztukowało i jakoś szło... ale półśrodkami, jak wiesz, nie zajedzie się daleko. Łatanina dobra jest chwilowo. Teraz czasy coraz gorsze, urodzaje liche, zboża niewiele, ceny nizkie i kupca znaleźć nie sposób. Prosić, błagać poprostu trzeba, żeby kto sto korcy zboża kupił. W takiej sytuacyi, powtarzam, półśrodki nic nie znaczą, trzeba się ratować gruntownie...
— Niewesołe mi wieści przynosisz Hieronimie — rzekł pan Ludwik — bardzo niewesołe, ale czy aby się nie mylisz, czy nie widzisz rzeczy zbyt czarno?
— Ja?! jeżeli mi nie wierzysz, pytaj ludzi. Oddawna już mózg sobie suszę nad wynalezieniem sposobu i zdaje mi się, że to co obmyśliłem jest bodaj że najodpowiedniejsze i jedyne.
— Ciekawym?
— Ano las.
— Las? sprzedać las?!
— Nie ma z niego żadnego pożytku, a możnaby. Na drzewo kupcy się znajdą. Jedyny to dziś produkt w gospodarstwie, który można względnie dobrze i bez trudności spieniężyć.