Strona:Klemens Junosza - Galopada.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ła sposobność sprawienia sobie kilku nowych sukien wedle najświeższej mody, tak pięknie odznaczającej formy ciała...
Jeżeli w pokoju świeci słońce — spuszczamy rolety, jeżeli nie chcemy odsłonić części komnaty — mamy na to parawan. Mowa jest parawanem myśli, uczucie parawanem interesu, parawanem zaś matek lubiących zabawy są córki...
— Ach, jaka pani dobrodziejka szczęśliwa! mówiła na wieczorze pewna pani do swojej sąsiadki.
— Dlaczego?
— Masz pani córkę.
— Ach, kochana pani, jest to z jednej strony rozkosz wielka... ale tyle kłopotów, tyle kosztu...
— A jednak, gdybym ja miała córkę, byłabym najszczęśliwszą z kobiet.
— Czy pani tak lubi dzieci?
— Nie, pani, ja lubię tańczyć pasyami.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Rosło to sobie jak kwiatek, ale nie jak owa wypieszczona i wymęczona w sztucznej cieplarni roślina, na której kwiatach takie są barwy, jak rumieniec na chorobliwej suchotnika twarzy... Ona rosła jak konwalia leśna, jak polny gwoździk na ugorze, jak ów kaczeniec żółty, co się po łąkach rozsypuje tak gęsto...
Kto to chował? kto to uczył? kto dał tam taki wdzięk pełen prostoty, tak rzadkiej już dzisiaj...
Kto szył jej te sukienki z perkaliku, tak skromne a tak wdzięczne zarazem, kto zrobił z niej królową, którą kochała okoliczna ludność; do której wzdychało tyle młodzi w palonych butach...
Ba, kto ją chował, Pan Bóg i ludzie dobrzy chowali i uchowali też, uchowali takie caceczko wdzięczne, takie sympatyczne a poczciwe, że nie było psa w Wólce, któryby na nią śmiał szczeknąć, nie było kota, coby nie otarł się o jej sukienkę mrucząc i ogonem długim objawiając swą radość; a jak wyszła na wieś, to pyzate dzieciaki biegły za nią i całowały jej rączki drobne, kształtne i, nie oburzajcie się panie, opalone cokolwiek...
Pani Janowa nie zajmowała się Brońcią, wykarmiła ją jakaś wiejska kobieta, gdyż mamie, jak rydz zdrowej, mogłoby to zaszkodzić. Przypuszczenie to potwierdziła nawet najpierwsza znakomitość medyczna... powiatowa. Wychowała dziewczynkę ciotka jej, biedna wdowa, kobieta zacna, która właśnie dla tego że była zacną i biedną, pokochała Brońcię jak rodzone dziecko i dla niej za kawałek chleba znosiła wszystkie przykrości, jakich jej lubiąca tańczyć jejmość nie szczędziła...
Ciotka umarła... z jej śmiercią skończyła się edukacya Brońci, kilka dobrych książek dopełniło reszty.
W główce jej jasnemi włosami pokrytej jasno było, w sercu przechowywały się najpiękniejsze skarby miłości i uczucia, a w czarnych dużych oczach świeciły blaski inteligencyi i rozumu.
Zapomniałem dodać, że z lewej strony twarzy, nad zagięciem ust uśmiechnię-