Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niema... tedy jasne jest, że dąbek ukradł nie kto inny, tylko Mateusz...
— Prześwietny sądzie! — zawołał ekonom, — niech prześwietny sąd wyda surowy wyrok, według tego, żeby na drugi raz cudzego drzewa nie ruszał.
— Co ma na swoją obronę Mateusz Sikora? — zapytał sędzia.
— Po sprawiedliwości powiadam, że Koguciński baje jakby się szaleju objadł; ani mnie nie widział w lesie ani mnie na uczynku nie złapał, bo i nie mógł złapać, skorom nie kradł.
— A gdzieżeście byli czwartkowej nocy?
— W mieście, prześwietny sądzie, z żydami miałem do czynienia.
— Całą noc?
— Do czynienia miałem w dzień i wieczór, a w nocy spałem.
— Gdzie?
— U Abrama Pinkta.
— Któż to widział?
— Właśnie Abram tu jest i jeszcze cała gromada żydów, co może zaraz zaświadczyć, jako powiadam szczerą prawdę, bez żadnego kręcicielstwa.
Sąd zgodził się na zbadanie tych świadków.