Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

je będzie w takiem paskudnem miejscu prowadził? Każdy dzień to jest czysta strata. Po co te sądy wymyślili, ja nie wiem. Tylko na przykrość ludzką, na nieszczęście.
— Aj, mam i ja z nimi dosyć skrętu.
— Albo nie? W tej chwili pewnie wolelibyście spać, i jabym wolał spać. Jest noc, jest zimno, a my musimy siedzieć na saniach i wlec się do sądu, żeby rano już stać przed kratkami. Za co? Za to, że was posądzili o dąbek. Ja wiem, żeście go nie ukradli; wy powiadacie do mnie pod sekretem, żeście go wzięli, a sędzia będzie gadał, żeście go nie wzięli, tylko ukradli. Chciałbym ja kiedy na swoje stare lata zobaczyć taką sztukę, żeby kto czego nie wziął, a ukradł. Chybaby samo do niego przyszło... a w takim wypadku też nie byłaby kradzież, tylko przyjście. Dużo złego jest w świecie, Mateuszu, dużo krzywdy, niesprawiedliwości, przykrości.
Rzekłszy to, Abram westchnął kilka razy głęboko i jęknął, jak gdyby owe niesprawiedliwości ludzkie sprawiały mu ból fizyczny w głowie, w sercu, w wątrobie i we wszystkich kościach.
Było ciemno, droga wyboista, nierówna. Mateuszowa szkapa wlokła się powoli, a właściciel nie przynaglał jej do pośpiechu. Nie