Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Baba wybiegła do komory, aby się ubrać do drogi i pieniędzy wydobyć trochę z ukrycia. Abram, sam w izbie zostawszy, grzał ręce przy kominie i myślał.
Przedewszystkiem zastanawiał się nad kwestyą, skąd dostać korali, po które Kogucińska jedzie, — bo te, o których jej opowiadał, istniały tylko w jego fantazyi. Trzeba było czemś babę zainteresować, ułagodzić jej gniew, skłonić do zniżenia ceny skórek — więc Abram wykoncypował korale. Cóż teraz robić? Przedewszystkiem trzeba skorzystać z bezpłatnej furmanki i wygodnie pojechać do domu; w domu poprosić żony, żeby przepytała znajomych żydówek, czy która nie ma jakich korali na sprzedaż. Jeżeli znajdzie się taka, to dobrze — można będzie od jednej i od drugiej strony coś zarobić; jeżeli się nie znajdzie, to także dobrze. Abram powie, że właścicielka korali akurat na ten czas wyjechała na parę tygodni, a przez ten czas można będzie nie tylko jeden sznur, ale choćby całą ćwierć używanych biżuteryi sprowadzić.
W najlepszej harmonii i zgodzie państwo Kogucińscy i Abram usadowili się w sankach i pojechali. Abram obliczał w duchu, ile na skórkach zarobi; baba marzyła o koralach,