Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Konie moje oddaję do zupełnej dyspozycyi pań... Człowiek jest pewny, ręczę za niego, dowiezie do Zawalina bez żadnego wypadku.
— A, takiej ofiary przyjąć nie mogę...
— Dlaczego?
— Nie mogę, nie; chyba, że sam zechcesz nas odwieźć do domu.
— Z największą przyjemnością, — rzekł pan Maciej, któremu Helenka, nie wiedzieć dlaczego, wydała się niezwykle sympatyczną.
— Byłżebyś tak dobry? Ach, trzymam za słowo. Sądzę, że możemy miasto ominąć; zyskamy przez to na czasie.
W owym czasie nawet odleglejsze podróże odbywano końmi, a podczas pogody, gdy błota wyschły i wyboje wyrównały się cokolwiek, podróż taka, zwłaszcza w miłem towarzystwie, była bardzo przyjemna. Pan Maciej miał ciągle sposobność wyświadczania towarzyszkom swym różnych drobnych usług, i z każdą niemal chwilą stawał im się bliższym. Babcia była rozmowna, wnuczka wesoła, pełna wdzięku i prostoty, i ani podobna do tych pretensyonalnych panien, z któremi pana Macieja ciotka swatała.
Droga, aczkolwiek długa, bardzo się jednak krótką panu Maciejowi wydawała; radby,