Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pieczeństwo, zmierzył się do lejcowego konia i strzelił. Zwierzę padło o dziesięć kroków od rzeki i ciężarem swoim zatrzymało pozostałe trzy konie; stangret zeskoczył z kozła i pochwycił dyszlowe przy pyskach.
Stało się to w jednem mgnieniu oka...
Pan Maciej, rzuciwszy broń na moście, pobiegł ku powozowi.
Stangret, przerażony, blady jak ściana, bełkotał niezrozumiałe jakieś wyrazy, widać podziękowanie za ocalenie od niechybnej śmierci.
W powozie były dwie kobiety. Starsza zemdlała, młodsza z przerażenia mówić nie mogła.
— Niech się panie uspokoją, — rzekł pan Maciej, — niebezpieczeństwo już minęło.
Młodsza nie mogła nawet zdobyć się na podziękowanie.
— Tu ktoś strzelił? — rzekła.
— Niestety pani, — odpowiedział pan Maciej, — musiałem zabić konia, żeby zapobiedz nieszczęściu. O dziesięć kroków jest bardzo głęboka rzeka. Niech się pani zajmie mamą.
— To babka moja.
— Trzeba ją przedewszystkiem przywrócić do przytomności, a potem przesiądą się panie do mego powozu. Ten jest niezdatny