Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ani się obejrzał pan Maciej, kiedy mu droga zbiegła; już był tylko o niecałą milkę od miasta. Stangret wstrzymywał konie, bo właśnie miały wchodzić na most, a nie ubliżając naszym inżynierom, bardziej zaś jeszcze entreprenerom, bezpieczniej jest po polskim moście jechać kłusem, aniżeli galopem, — bezpieczniej stępa, niż kłusem, — a najbezpieczniej wcale nie jeździć.
Właśnie Wojciech konie wstrzymywał, pan Maciej cygaro dopalał, gdy nagle gwałtowny tentęt i przeraźliwe krzyki kobiet dobiegły jego uszu. Podniósł się w powozie i poza sobą, w odległości stu sążni, ujrzał czwórkę karych koni pędzących w szalonym biegu wprost ku mostowi. Stangret czynił nadludzkie wysiłki, aby rozszalałe zwierzęta utrzymać — oparł się nogami o przód kozła, lejce koło rąk okręcił, położył się prawie nawznak; ale cóż znaczył jego wysiłek... konie pędziły jak wicher, jak burza; jeden lejc zerwał się, konie skręciły z drogi na łąkę, przy tym skręcie powóz uderzył osią o drzewo, zdruzgotane koło spadło...
Konie pędziły wprost na rzekę... z powozu dolatywały rozpaczliwe krzyki kobiet.
Pan Maciej z bronią w ręku wyskoczył z powozu. W jednej chwili zrozumiał niebez-