Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mieniała radością; mogło się zdawać, że co najmniej o dziesięć lat odmłodniał.
— Wszystko bajki, — rzekł Icek, — mniejsza o moje cierpienie, skoro wielmożnego pana widzę w dobrem zdrowiu.
— O, nic mi się nie stało, jestem zdrów, jak jeszcze nigdy nie byłem.
— Chwalić Boga. Wielmożna pani ciocia dopiero się ucieszy. Aj, co ona się napłakała, co się napłakała... co ja się napłakałem! Pan myśli, że nie? ja miałem sądny dzień!
— Wiem, że mi jesteś życzliwy, — rzekł pan Maciej, i wydobywszy z pugilaresa banknot dwudziesto-pięciorublowy, dodał: — masz to ode mnie za fatygę.
Icek odskoczył z oburzeniem.
— Pfe! — rzekł — wielmożny panie, ja tego wziąć nie mogę, ja nie cierpiałem dla pana za pieniądze, tylko z dobrego serca...
— Ale cóż znów za ceremonie!... bierz, kiedy ci daję.
— Wielmożny panie, żeby to nie było dwadzieścia pięć rubli, ale drabiniasta fura rubli... to jabym też nie wziął... Ja mam taki swój honor... żadnej nagrody nie potrzebuję... tylko mi pan powróci koszta.
— A ileż te koszta wynoszą?