Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No, to dlaczego ja goniłem siedem koni?
Lokaj ramionami wzruszył i poszedł do dworu, wskazawszy Ickowi drzwi oficyny.
Niezadługo na ganku ukazał się pan Maciej.
— Icek! — zawołał z daleka — a ty tu co robisz?
— Nu... ja przyjechałem dowiedzieć się, co wielmożny pan robi? Ja nie szczędziłem zdrowia i kosztu... Tam w domu strach wielki; mówili, że pana, broń Boże, zbójcy zabili, że się wielkie nieszczęście stało, że... albo ja wiem, co? Pani ciotka zachorowała z wielkiego zmartwienia... kary koń leżał nad wodą zastrzelony... koło od powozu było złamane... mnie zabrali do Cherlakowa do kozy. Świat się kończy, na moje sumienie, świat się kończy! Czy to się godzi tak dokazywać?
Pan Maciej zawołał Icka do pokoju i wysłuchał długiej relacyi o przygodach, jakie biedny adjutant przeszedł, o wszystkich przykrościach, jakich doznał, o niepokoju i trwodze, które na długi czas podkopały mu zdrowie, a może nawet, niech Pan Bóg broni, podkopały mu życie. Pan Maciej przerywał te relacye wybuchami śmiechu, był albowiem w usposobieniu niezwykle wesołem. Twarz jego pro-