Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

znawcę, uśmiechnął się radośnie. Szynkarz był dobry znajomy, nawet krewny trochę.
W dziesięciu wyrazach opowiedział mu Icek o co chodzi; tamten kiwnął głową, powiedział: a zoj, i z pozorną obojętnością zabrał się do przelewania wódki z wielkiej baryły do gąsiorka.
— Panie sołtysie — rzekł Icek — i wy, kochani gospodarze, trzeba się napić. Pijcie ile wam się podoba, ja płacę. Poznałem was przypadkiem, zafunduję przypadkiem. Przypadek to taki interes, co każdemu może się trafić. Pijcie.
— Ano, kumie — rzekł sołtys do swego towarzysza, — ten żydek prawdę powiada, skoro jest taka przygoda, to możeby i wypić.
— A juści — odrzekł kum, — powiadają: gdy piwo na kadzi, pić nie zawadzi.
— Aj, aj, to wielka prawda! — zawołał Icek. — Dajcie no, panie szynkarzu, całą kwartę, ja jestem bardzo słaby, potrzebuję nabrać siły.
— Za dużo stawiasz, mój żydku, — rzekł sołtys — po co się tyle szkodować...
— Aj, aj, wy sobie myślicie, żeście spotkali jakiego kapcana. Wam się zdaje, że taki mały żydek, coście go na drodze złapali, to nie ma za co ugościć porządną kompanię? Fe,