Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

krotnie, jak gdyby chciał się przekonać, czy ma jeszcze w nich władzę.
— No widzicie, coście mi narobili, jakie mam sine pasy na rękach. Pfe! doprawdy... Teraz przyśpieszajcie, niech ja prędzej zobaczę tę karczmę... mnie pilno posilić się, odpocząć.
Idąc rozmawiali o wypadku i gubili się w domysłach, kto mógł konia zastrzelić i w jakim celu. Prowadząc rozmowę i udając spokój zupełny, Icek myślał ciągle o ucieczce, pilno mu było do domu na szabas, pilno zawieźć smutną wiadomość. Spojrzał na słońce i obliczył, że gdyby udało mu się uciec, to wynająwszy furmankę w pierwszej lepszej wiosce, zdążyłby jeszcze przed wieczorem być w domu i gońców z wieścią o panu Macieju rozesłać. Pani Izabella, sąsiedzi nie zaspaliby takiej sprawy, poruszyliby wszystkie sprężyny, aby na ślad nieszczęśliwego trafić. Trzeba im dać znać niezwłocznie, trzeba na szabas być w domu, słowem koniecznie trzeba uciec.
Zanim doszli do karczmy, Icek miał już plan gotowy. Chodziło tylko, o ile go zechce zaakceptować tamten żydek, który karczmę trzyma. Nie bez pewnej obawy przestępował Icek próg szynkowni wiejskiej, jednak gdy zobaczył siedzącego za szynkwasem współwy-