Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na miejscu... ja punktualnie o godzinie trzeciej po południu będę w mieście.
Icek jechał jak pan, leżał wyciągnięty na wznak, na słomie, trochę spał, trochę rozmyślał i tak sobie drogę uprzyjemniał. Zastanawiał się nad rozmaitemi kwestyami i coraz bardziej ugruntowywał się w przekonaniu, że na świecie nie jest źle. Pan ma ziemię i chłop ma ziemię, chłop pracuje na pana, pan daje żyć żydkowi, skutkiem tego chłopu jest trochę źle, panu wcale nieźle, a żydkowi dobrze. Dziś Icek jużby tego nie powiedział, ale wówczas miał takie zdanie. Chłopem by Icek nie chciał być, bo chłop pańszczyznę robił, sochę musiał dźwigać, za broną biegać — to nie jest interes. Pana los także nie bardzo mu się podobał dla rozmaitych przyczyn; pan musi dużo ludzi trzymać, dużo pieniędzy wydawać — to także nie interes. Najlepiej być żydkiem przy dobrym panu, — to wcale co innego. Nie potrzeba sochy dźwigać, ani się bać gradu, ani ponosić wielkich wydatków; można żyć bez wielkiego kłopotu. Chłopski żyd, taki co z panem nie ma interesów, tylko w karczmie handel z chłopami prowadzi, już ma gorszy los. Nie dlatego, żeby nie zarabiał pieniędzy, owszem, zarabia on sporo, ale ma nieprzyjemny stosunek. Chłop jest zawsze chłop, nieokrzesany grubia-