Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żyję, jeżelim siedział! niech moje wrogi mają takie siedzenie! Przez całe trzy mile skakałem, moja głowa się trzęsła, moje ręce i całe serce, co we środku jest, też się trzęsło. Żaden hasyd na weselu tak nie tańcuje, jak moje biedne kości tańcowały. Chciałem krzyczeć i przyciąłem sobie język zębami aż do krwi; chciałem zeskoczyć... bałem się... Z powrotem pan mi kazał znów siadać na kozioł... Nie byłem już głupi. Powiedziałem, że niezadługo przyjdę i... schowałem się. Zabrał mnie pachciarz. Kosztowało mnie to parę groszy, ale przynajmniej jechałem całą noc w wielkiej wygodzie i spokojności. Mogłem spać, miałem pod głowę żywe i bardzo ciepłe cielę, z boku kilka gęsi, a nogi trzymałem na baryłce z okowitą. Daj Boże, zawsze mieć taką jazdę. Później pan się gniewał, ale wytłómaczyłem mu, żem zasłabł... przecież każdego człowieka może spotkać przypadek.
Później gdy wypadło Ickowi jeździć z panem Maciejem do Łęcznej lub do Ciechanowca na jarmark, to urządzał się inaczej. Dniem lub dwoma dniami naprzód wyruszał biedką i nie psuł sobie zdrowia ani humoru. W okolicznych miasteczkach wiedziano, że obecność Icka zwiastuje przyjazd pana Macieja. Icek zamawiał stancyę, starał się o wygodne po-