Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja tam złodziejem nigdy nie byłem...
— No, ja też nie byłem, a przecie miałem taki kram, taki kłopot i o co? o srebrny lichtarz, który za swoje własne pieniądze kupiłem. Świat jest paskudny, ale czy dlatego, że on taki, nie handlować skórkami, nie kupić, jak się co trafi?
— Do kryminału byle za co pakują...
— Nie myślcie wy o tem... już co was miało boleć to przebolało... teraz nie boli... Teraz wyście powinni zabrać się do roboty, zapłacić sobie za cały czas...
Chłop spojrzał z pode łba.
— Juści zapłacę ja... tylko mądrzejszy będę... drugi raz złapać się nie dam...
Mateusz święcie dotrzymuje słowa... Poluje jak lis, cicho, podstępnie, skrycie, dąbki wywozi, ale jeszcze zgrabniej, niż wpierw. Wypowiedział bitwę gajowym i wychodzi z niej zawsze zwycięsko...
Abram za ów nieszczęsny lichtarz także swoje odsiedział, bo na tym świecie trzeba się do samej śmierci ostrożności uczyć.
Obadwaj filozofowie nasi zmężnieli duchem; nabrali więcej wiedzy praktycznej i doświadczenia. Gdy się zejdą czasem lub gdy odbywają podróż wspólną, wymieniają między sobą myśli i toczą spory. O nieśmiertel-