Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prześwietnemu sądowi wiadomo, co to są domy żydowskie... niby jest dom, a nie jest, niby jest gospodarz, a nie gospodarz. Burmistrz, sam pan burmistrz może zaświadczyć, co się dzieje, jak przyjdzie płacić podatki. Czyste rozbójstwo się robi. Biją się, kłócą, krzyczą, ten na tego spycha, tamten na owego, niech Bóg broni.
— To do sprawy nie należy.
— Owszem, proszę prześwietnego sądu, należy i bardzo należy. Sąd się pyta, czy Mateusz nocował w moim domu?
— Tak.
— No, ja przysięgałem, ja chcę czystą prawdę powiedzieć, ani trochę więcej, ani trochę mniej, tylko czystą prawdę jak szkło. Dom nie jest mój, choć nie mogę też przysięgać, że jest wcale nie mój. Ja jestem Abram Pinkt, a do tego domu ma jeszcze prawo Lejzor Pinkt i dzieci Symchy Pinkta, co już nie żyje, i Janklowa Brodawka, i Boruchowa Migdał, co są moje rodzone siostry, a po panieńsku także się nazywają Pinkt. W tym domu nocował Mateusz...
— Dobrze, ale w waszem mieszkaniu?
— Trochę w mojem, a trochę nie w mojem...