Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
53

— Szatan, szatan! — zawołał — ciągle mi o nim mówicie, ale go jeszcze jako żywo nikt nie widział. Pokażcie mi go przecie, niech go choć raz zobaczę.
— Czy pan aptekarz ma serce? — zapytał z uniżonością zakonnik.
— Serce?! jak to rozumieć? Czy to aluzya, przymówienie się, żeby wam co dać... Nie wymawiając, daję przecież co mogę, a gdy kto u was chory w klasztorze, nie biorę ani grosza za lekarstwa.
— Pamiętamy o tem i modlimy się za naszego dobrodzieja... co się zaś tyczy zapytania, jakie śmiałem mu zadać, to rozumieć je należy wprost, bez aluzyi. Pytałem o to serce, które każdy człowiek ma pod piątem żebrem z lewej strony... o to, które kołacze się w piersi nieustannie i puka dotąd, dopóki Stwórca wszechrzeczy na to pozwala...
— Jakżebym nie miał? Każdy człowiek je ma, to rzecz wiadoma z anatomii.
— A przecież nie widział pan swego serca nigdy własnemi oczami i nie zobaczy podobno...
— Rozumiem, rozumiem, co brat Serwacy chce powiedzieć... Księże dowodzenie! Ponieważ mam serce, którego nie widzę, ergo istnieje szatan! W taki sposób możnaby dowieść, że księżyc ma nos i zażywa tabakę, że planetę Jowisza boli żołądek, lub że