Strona:Klemens Junosza - Dwaj starcy.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I cała młódź patrzyła na tę postać,
Co niby dąb wyrosła na swej ziemi,
Co wpośród walk i burz się mogła ostać
Zadaniom lat — i trudom ciężkim sprostać,
I starcem być i... umieć żyć z młodemi...


∗                    ∗

Nieraz gdy zmrok okrywał ziemię, w lecie,
Na ganku ów staruszek biały siadał:
Słuchano go, a on zaś opowiadał
Dzieje swych lat, i z życia się spowiadał,
I z owych dni — co przebył je na świecie...


∗                    ∗

A było też posłuchać tego warto,
Bo słowa z ust płynęły jak kaskada
I mogły być dziejową niemal kartą;
Bo gdzież to los nie rzucał tego dziada?!
O, wierzcie mi! że było słuchać warto...


∗                    ∗

Słuchano też — ale nietylko uchem,
Bo starca głos głęboko w duszę wpadał;
Więc sercem go słuchano, krwią i duchem,
Bo z serca nam i z ducha się spowiadał,
A nieraz bił słowami — jak obuchem.


∗                    ∗

I nie śmiał nikt natchnionej przerwać mowy;
Słuchano jej... niby z poważnej księgi
Rozumnych rad; porwani starca słowy
Siedzieliśmy — chociaż już blask różowy
Jutrzence wił do rannych strojów wstęgi.


∗                    ∗