dnym buduarze, którego ściany wybite niebieskim atłasem przypominają niebo. Miękkie, nizkie, rozkosznie wyściełane meble zdają się wabić i zapraszać. Na ścianach wspaniałe lustra... na konsolach misterne cacka, na marmurowych słupkach Venus, naga jak prawda, skrzydlaty Amor z marmuru trzyma łuk napięty... na obrazie łabędź całuje czarnym dziobem różane usta Ledy; na drugim nimfy wychodzą z kąpieli, inny przedstawia Psychę w objęciach namiętnego bożka. Czuję, że krew uderza mi do głowy... woń kwiatów mnie upaja... łagodne światło alabastrowej lampy odurza... Klęczę na cudownym perskim dywanie u stóp hrabiny, odzianej w rozkoszny negliż z batystu i koronek; przez misternie dziergane nitki widzę jej ramiona, piersi kołyszące się lekko jak fala jeziora, widzę cudne kształty w zaokrąglonych linjach, widzę nóżkę, co wysunęła się ciekawie z pod zwojów batystu i oparta na aksamitnej poduszeczce, czyni figle szatańskie... Ręka zachwycającej kobiety obejmuje mą szyję. Upajam się i drżę.
Wtem hrabina wydaje lekki okrzyk trwogi. Zrywam się... Naprzeciw mnie stoi hrabia, długi, suchy, stary... mierzy mnie szklan-
Strona:Klemens Junosza - Drobiazgi.djvu/7
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 9 —