Strona:Klemens Junosza - Drobiazgi.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
128

I spadła na mnie jako burza w gromach,
Jako na piętę bambus mandaryna;
A chcąc opisać Ciebie, ma jedyna,
Nie zawrę myśli w tysiąc dwustu tomach,
Chociażbym pisał piórami kolibra,
A każda karta była skórą słonia!..
.................
Gdym ciebie ujrzał, małom nie spadł z konia,
Chociażem jeździec najpierwszy w Tybecie.
Zadrgała we mnie wówczas każda fibra,
I mróz poczułem, jak mi szedł po grzbiecie,
Jak się zaczynał zaraz tuż pod szyją,
I aż tam niknął, gdzie chińczyka biją...

Przed tobą sługa niósł wachlarz na tyce,
A drugi sługa parasol od słońca...
Trzech konnych przy twej jechało lektyce,
I niewolników szereg szedł bez końca,
Niosąc olejki, wonności i maście
I naliczyłem tego flasz czternaście!
.................
La fi! o wonny herbaciany kwiatku,
Na cały Peking gwiazdo najjaśniejsza!
Ma miłość dla cię stała się silniejsza,
Niżeli pancerz angielskiego statku,
I stała mi się cięższą niźli góry,
Gorętszą niźli oddech złotych smoków,