Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Drobiazgi.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
115

płacze — taka pani Zapolska ciągle tylko robi „plamy zielone, srebrne, złociste,” Hopkeles jest czysty staruszek, a choć zażywa tabakę, stać go jeszcze na chustkę.
Pani Orzeszkowa, może najlepsza ze wszystkich — chwali żydów. Hopkeles i tego nie robi, bo on lubi żyć prawdą.
Żeby tych wszystkich państwa piszących brać po kolei i równać z Hopkelesem, to oni by wyglądali przy nim jak kawałki szkła, kamyków, bursztynu, obok nowej sturublówki.
Jakby przy nim wyglądał pan Jeleński, wolę nie powiedzieć wcale, bo mi się zaraz psuje apetyt.
Rozważając styl tych wszystkich panów i pań, co się trudnią u państwa interesem autorskim (też jest interes) muszę powiedzieć, że oni wogóle niszczą za dużo atramentu i lubią pisać niepotrzebne słowa. Hopkeles przeciwnie, swoje słowa zawsze waży, jak aptekarz lekarstwa — on atrament oszczędza — on chce, żeby go zrozumiano odrazu.
Słusznie jest powiedziane, że styl to człowiek. Jeżeli ja czytam, że „od Bosforu leciał szafir, z nieba kapało lazurem, słońce cało-