Strona:Klemens Junosza - Dobrze.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nad moczarami tylko mgła jak upiór blada,
Zdawała się uciekać przed jasności gońcem,
I kiedy ją promieni zalała kaskada,
Bladła, bladła i nikła... wstydząc się przed słońcem.
Wiatr rozpędził do reszty kochankę moczarów,
I zdmuchnął ją i zepchnął z bagien i topielisk...
A sam uderzył w sosnę krzepką jak obelisk,
Rozdarł się na pniu twardym — i umknął gdzieś w parów...

Obudziła się ziemia — i jak wioska długa
Z każdej chaty wychodził człowiek i na pole
Szedł — ciężkie woły pierwej zaprzągłszy do pługa,
By orać ziemię żyzną.
Tuż zaraz przy siole
Był kawałeczek ziemi, brzozy na nim rosły,
Z za parkanu jaśminy wychylały liście,
Przy wrotach krzyż drewniany stał czarny, wyniosły...
I wszystko tu milczało jakoś uroczyście,
Nie słychać było gwaru ani ludzkich głosów.

Jakiś starzec stuletni, w wieńcu srebrnych włosów
Któremi wiatr powiewał niby białą szmatą,
Stał do połowy w grobie i rzucał łopatą
Ziemię czarną na stronę, nucąc psalm pokutny;
Szum drzew wtórował z cicha owej pieśni smutnej,
Przyglądały się ptaszki, patrząc z ramion krzyży,
A starzec się zagłębiał niżej, coraz niżej,
Że już mu tylko białą widać było głowę...

Wszedłem i z stróżem grobów zacząłem rozmowę.
— Ojcze co wy robicie?
— Toć widzita sami,
Grób kopię. Zawdy człowiek ma z temi grobami!
Bo trza zrobić porządnie, niech-ta na ostatek
Nieboszczyk w dobrem miejscu najdzie sobie statek,
Boć tu w onej kolebce wiekować mu trzeba..
Ot i lepiej — odzienia już nie chce i chleba,
I gradów się nie boi...
— Prawda...
— A no, niby —
Śmierć nas tu het pakuje, jak do kosza grzyby;
Trza iść, nic nie poradzi... trzeba umrzeć święcie...
— I dawno-to już dziadku macie to zajęcie?
— Ho! ho! co ja tu panie ludzi naukładał!
To precz moja robota!!... Bóg los taki nadał,
Więc wola jego święta. Tułał się człek wiele,
Potem, do dom wróciwszy, służę przy kościele.
— I nie smutno wam dziadku?
— Eh nie, nie markotno,
Tu je dobrze... o dobrze!...