Strona:Klemens Junosza - Czwórka do ślubu.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
39
KALENDARZ HUMORYSTYCZNY.

— Dom jak dom; wujaszek przecież widział; mieszkam przyzwoicie, brakuje mi jeszcze tylko jednej rzeczy...
— Czegóż to?
— Czwórki i powozu do ślubu...
— Czwórki? powozu? fiu, fiu! myślałby kto, że ordynat się żeni...
— No, widzi wujaszek, to trudno... są pewne zwyczaje, które należy szanować... a raz w życiu pozwolić sobie na niewinny zbytek, toć nie zbrodnia...
— Jużcić do kryminału za to nie wsadzają...
— Właśnie ja tak śpieszyłem do wujaszka w podwójnym celu...
— Niby w rodzaju dubeltówki moralnej?
— Ależ...
— Jakież to są cele?...
— Po pierwsze, chciałem wujaszkowi powiedzieć o tak ważnej zmianie w mojem życiu... a powtóre prosić, aby wujaszek, jako wielki znawca i doświadczony gospodarz, zechciał mi dopomódz w kupnie koni.
— Niby jak to dopomódz?
— Radą, wujaszku... właśnie pojutrze jest w Łęcznej jarmark, możeby więc wujaszek raczył ze mną pojechać...
— Pieniądze masz?
— Tak jakbym miał...
— Taką monetą na jarmarku nie płacą; powiedz lepiej otwarcie, że nie masz...
— Istotnie, w tej chwili nie mam, ale jutro mieć będę.
— Zkąd?
— Postaram się...
Zabrałem chłopaka do dworu; zjedliśmy razem obiad, chciałem go zatrzymać na wieczór, ale gadajże z takim! Śpieszył się do panny; popędził na złamanie karku.
Zdecydowałem się jechać na jarmark, to jednak na chłopcu wymogłem, żeby się o pieniądze nie starał, lecz przyjął ode mnie czwórkę koni i powóz; kosztowny to prezent, ale cóż... Dzieci własnych nie mam. Jaś mój najbliższy, bo po bracie — i jeżeli tylko będzie statkował, toć nie komu, ale jemu dostanie się cała moja fortuna...