Strona:Klemens Junosza - Czwórka do ślubu.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
43
KALENDARZ HUMORYSTYCZNY.

Wysłuchałem tej jeremiady spokojnie, a długa była: dwie fajki zdążyłem wypalić zanim skończył.
Kiwnąłem na to wszystko głową i zapytałem lakonicznie:
— Kiedyż to ślub?
— Dwudziestego piątego lipca...
— Pilno wam...
— Na cóż czekać?
— Zapewne... otóż posłuchaj-no mnie, kochany Jasiu.
— Co wujaszek rozkaże?
— Ty jedź teraz do panny...
— A konie?
— Zdaj to na mnie. Czy ufasz mojemu słowu?
— Ależ, wujaszku!
— Otóż ja ci daję słowo, że na godzinę przed ślubem przyjadę do państwa Poddębskich doskonałym ekwipażem i czwórką dzielnych koni, i ofiaruję to tobie... Nie cmoktaj mnie po rękawach, bo niema za co. Jedź, a po drodze wstąp do Lublina i kup nowe meble, bo twoje są już bardzo zniszczone. Masz na to pięćset rubli; jeżeli nie będziesz się bawił w pana, to wystarczy... i twoja przyszła żona nie zachoruje ze zmartwienia... że u jej sąsiadek jest w domu piękniej niż u ciebie.
W godzinę później Jaś odjechał — a ja opuściłem Łęcznę dopiero nazajutrz...


III.

Z pewnością byliby mnie ogłosili za waryata, gdyby nie opinia bogatego człowieka, jaką posiadam, niesłusznie zresztą, bo folwarczek i kilkadziesiąt tysięcy w papierach, toć jeszcze nie nadzwyczajne skarby...
Owóż opinia uznała moje mniemane bogactwo za okoliczność łagodzącą i nie nazwała mnie wprost waryatem, tylko człowiekiem nieco ekscentrycznym.
Nadszedł dzień owego ślubu, a zarazem imienin Poddębskiego — wielka więc, bo podwójna uroczystość rodzinna.
Gala niesłychana, mieszkanie odświeżyli, naspraszali gości, zjazd ogromny.